Szybko i tanio czyli zlecę tłumaczenie

   Jako filolog, tłumacz, który wyspecjalizował się w tłumaczeniach przede wszystkim technicznych, mam wrażenie, że dziś walczę z jakimś niezrozumiałym systemem "tanio i na już". Głowię się i rozdwajam, kombinując czy tak się da? Owszem, da się - najszybciej tłumaczy google i to za free, więc po co przepłacać.
   Kiedy wyceniam tłumaczenie, wyceniam czas jaki poświęcę na przetłumaczenie 100 stronicowej instrukcji obsługi, swoje doświadczenie, które dla wielu klientów nie ma chyba znaczenia, wyceniam swój warsztat tłumacza, korekty osób, które również angażuję, aby klientowi oddać bezbłędną perełkę, doszlifowaną w każdym najmniejszym przecinku. I co z tego?
Dziś klient pogania, każe walczyć z czasem, na już, na wczoraj, za godzinę! I oczywiście, żeby jak najtaniej... 
   Dlaczego zleceniodawcy nie potrafią zrozumieć, że tłumaczenie tekstu to jest wielogodzinna praca umysłowa, badawcza i lingwistyczna. Aby oddać przetłumaczony tekst, tłumacz pracuje czasami dzień i noc przez kilka dni, tygodni. Czas poświęcony na tłumaczeniu jest identyczny z wymiarem czasu pracy w normalnych firmach, tyle tylko, że w firmie pracownik pracuje 8 godzin i do domku, a my tłumacze przy 8-mej godzinie pracy jesteśmy w połowie naszego dnia roboczego, bo klient musi mieć 100 stron na już.
   Kiedy niedawno wyceniałam tłumaczenie skomplikowanych instrukcji z rysunkami z górnictwa, które były złej jakości skanami z przeszłej epoki, a było tego ponad 200 stron wyceniłam to na 1,5-2 miesiąca pracy, wynagrodzenie pewnie 2x najniższa krajowa, jakież było oburzenie klienta, że za tyle pieniędzy i tak długo...no rzeczywiście, więc zatrudniam się w firmie na etat, bo tam mogę zarobić najniższą krajową bez większego wysiłku.
   W Polsce nie doceniamy pracy umysłowej (wyjątek lekarz, prawnik, inżynier), nauczyciel czy tłumacz jest do bani, bo tylko mówi, albo pisze i tak naprawdę nic nie umie. Lekarz życie uratuje, prawnik d...ę, inżynier coś zmajstruje, a tłumacz... ma tylko przetłumacz polskie słówko na rosyjskie. Banalne, prawda, nawet google to potrafi;) Tylko czy da się potem taką instrukcję przeczytać? Wiemy jak wielkie mogą być różnice  i skutki prawne w niedokładnym użyciu słowa np. zadatek czy zaliczka, nadanie czy uznanie, niby to samo, a jednak nie, a czy jak tłumacząc stan zdrowia pacjenta nie zależy nam na dokładnym i rzetelnym tłumaczeniu, aby miły pan doktor mógł uratować życie i zdrowie naszemu bliskiemu?
Zastanówmy się czy chcemy taniość czy jakość - stwierdzam: ożenek w tym przypadku to mezalians! Ktoś będzie się męczyć w tym związku...

Elżbieta Cech-Walendowska
tłumacz, lektor, trener

Moscow Club
Centrum Języka Rosyjskiego i Ukraińskiego

Kursy języka rosyjskiego i ukraińskiego w Tychach i w Katowicach na najwyższym poziomie z rodowitymi lektorami z Rosji, Białorusi i Ukrainy.

zajrzyj do nas www.moscowclub.pl 

Komentarze

  1. Troszkę prawdy w tym jest. Rozwizaniem jest celowanie w klientów świadomych. Takich, którzy już raz lub dwa się przejechali na tanioszce. A jest takich coraz więcej (im więcej tłumaczy badziewiarzy, tym więcej uświadomionych klientów). Takich, dla których liczy się jakość i czas. Cena usługi jest trzeciorzędna. Wszystkim tłumaczkom i tłumaczom życzę samych takich klientów. A ci nieświadomi niech śmigają na translatorach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety mało jest klientów świadomych :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kaligrafia po rosyjsku czyli jak poprawnie pisać.

Rosyjski alfabet samodzielnie

System edukacji w Polsce, Rosji i Ukrainie